W niektórych kręgach artystycznego świata można zaobserwować nową tendencję. Znajdują się mianowicie osoby, które starają się dowieść, iż legendarne postacie z przeszłości zyskały pośmiertną sławę nie w pełni zasłużenie. Niektórzy posuwają się dalej i starają się "znaleźć trupa w szafie" podkreślając, że te postaci nie były bez skazy. Wydaje się być więc właściwym ocenić ponownie karierę i wpływ Dennisa Braina w 50 rocznicę jego tragicznej śmierci.

Prawdopodobnie najbardziej znacząca rzeczą z jego wielkiej muzycznej spuścizny było to, że zaczęto traktować waltornię jako ważny instrument solowy potrafiący zachwycić wspaniałą ekspresją i szlachetnością dźwięku. W rzeczywistości osiągnięcia Dennisa Braina można porównać do "przebiegnięcia jednej mili w cztery minuty" (angielskie powiedzenie sportowe - przyp. tłum.). Udowodnił, że tradycyjnie utożsamianie waltorni jako instrumentu „niepewności” nie stanowi bariery nie do pokonania, co zdaje się potwierdzać duża liczba wspaniałych współczesnych waltornistów.

Dennis Brain posiadał charakterystyczną, własną barwę dźwięku, rozpoznawalną natychmiast - cechę, którą posiadało zaledwie kilku wielkich instrumentalistów i śpiewaków każdego pokolenia. Jego podstawowa barwa nie zmieniła się w ciągu tych około dwudziestu lat grania na waltorni, ale nic w tym dziwnego skoro instrument ten miał niejako "we krwi". Reprezentował trzecie pokolenie rodziny, w której przyszło na świat pięciu wybitnych waltornistów i odziedziczył w dużej mierze fizyczne atrybuty ważne w grze na tym instrumencie – kształt szczęki, małe, równe zęby oraz nadzwyczaj silne wargi i mięśnie przepony.

Waltornie Aubreya i Dennisa Brainów w Royal Academy of Music w Londynie. Fot. Grzegorz CuryłaJego ojciec, Aubrey Brain, był przed drugą wojną światową czołowym Londyńskim muzykiem. Pierwszy waltornista BBC Symphony Orchestra, posiadał niemal legendarną "czystość" dźwięku i dużej klasy technikę. Doglądał Dennisa starannie podczas jego pierwszych lat edukacji, kształtujących muzyczną osobowość. Dennis brał lekcje fortepianu a następnie uczył się grać na organach, "dmuchając" w waltornię ojca każdego sobotniego poranka, do czasu aż ukończył 15 at. Dopiero wtedy zachęcono go do rozpoczęcia gry na waltorni i podjął się tego zadania natychmiast. Przez 3 lata na Royal Academy of Music uczył się sekretów kształtowania dźwięku i kontroli oddechu od swego ojca, na niemalże identycznym instrumencie. 

Chociaż wybuch wojny w 1939 roku przerwał studia Dennisa, sytuacja ta stworzyła także odskocznię, dzięki której jego muzyczna kariera mogła się w pełni rozwinąć. Wraz ze swoim bratem - oboistą, Leonardem, wstąpił do RAF Central Band (Zespół Królewskich Sił Powietrznych), gdzie podpułkownik lotnictwa O’Donnell zebrał całą śmietankę brytyjskich młodych instrumentalistów. Było to sześć lat obfitych w występy zarówno wspomnianego zespołu jak i jego odnogi – RAF Symphony Orchestra, z ich kulminacją na 3 miesięcznym tournee do USA. Dennis i jego koledzy z zespołu byli na tyle blisko Londynu by móc występować solo i wstępować do wielu nowo powstałych zespołów, które dodawały smaku koncertom organizowanym w National Gallery.

Kiedy Walter Legge powołał do życia Philharmonia Orchestra w lecie 1945 roku, Dennis został wybrany jako jej pierwszy waltornista. Mając tylko 24 lata, Dennis został najbardziej pożądanym muzykiem w kraju, a jego ojciec praktycznie przestał grać i przeszedł na emeryturę po wypadku w czasie wojny. Rok później Sir Thomas Beecham opisał Dennisa jako wyjątkowy talent i mianował go pierwszym waltornistą nowo powstałej Royal Philharmonic Orchestra. Beecham deklarował, iż sekcja waltorni będzie najlepsza w całej Europie. Bajecznej techniki Dennisa, idącej w parze z niezawodnym poczuciem akustycznej równowagi, można posłuchać na mnóstwie legendarnych nagrań ze „złotej epoki” (1950-1960) pod znakiem „British Gramophone”. Nagrania te wciąż są wydawane i są przyjmowane równie dobrze co najnowsze cyfrowe nagrania.

W 1964 roku Dennis utworzył kwintet, który pod jego dyrekcją uzyskał godną pozazdroszczenia renomę. Dokonał premierowych wykonań utworów Roberta Gerharda, Frickera, Malpiero i Gordona Jacoba oraz często występował w audycjach radiowych. Kwintet urósł następnie do rozmiaru dużego zespołu, dzięki czemu stało się możliwe wykonywanie bardziej różnorodnego repertuaru. Występy objęły Berlin Zachodni (1951), Włochy (1956) oraz Salzburg (1957). Dwukrotnie zespół występował także na Edinburgh Festival w 1957 roku. Dennis stworzył także Trio wraz ze skrzypkiem Jeanem Pougnet oraz swoim stałym akompaniatorem, Wilfridem Parry. Ten zespół spotykał się rzadziej, ale był w stanie połączyć sonaty waltorniowe i skrzypcowe z triami Brahmsa i Berkleya. Dwukrotnie odbyli tournee do Szkocji, a w planach mieli także tournee do Australii w zimie 1957 roku.

Upodobania muzyczne Dennisa był bardzo szerokie. Jakość była jedynym kryterium. Podczas wojny często grywał z orkiestrą Geraldo w czasie późno wieczornych sesji a jednym z najważniejszych dla niego wydarzeń podczas torunee z RAF do USA była możliwość spotkania Tommiego Dorseya. W 1949 roku Dennis wystapił z Ted Heathem i jego Big-Bandem, grając „Sophisticated Lady” Duka Ellingtona, a w roku 1957 nagrał walce wraz z orkiestrą Bobiego Sharplesa.

Jako solista Dennis był zawsze świadom małej ilości utworów dostępnych do grania i posiadał rozbrajający zwyczaj proszenia kompozytorów o napisanie dla niego nowych dzieł. Większość z tych kompozytorów sama proponowała to nim zdążył zadać pytanie. Począwszy od Serenady Brttena z 1943 roku, a skończywszy na 2 Koncercie Malcolma Arnolda z 1957 roku, mamy cały wachlarz wirtuozowskich utworów – koncerty Hindemitha, Lutyensa i Gordona Jacoba, Notturno Seibera, Aubade Searlesa oraz Romance (później Rhapsody and Rondo) Ernesta Tomlinsona.

Jest właściwie tylko kilka miejsc w Europie i USA, w których nie występował. Odbył 3 podróże do USA – w 1944 roku z RAF, w 1950 z Beechamem i Royal Philhamonic Orchestra oraz w 1955 z Karajanem i Philharmonia Orchestra. Wraz z tą ostatnią odbył także tournée do Francji, Niemiec, Austrii i Włoch i występował w Lucernie, Aix-en-Provence, Zurichu, Berlinie, Hamburgu, Baden-Baden, Kolonii, Wiedniu, Amsterdamie, Oslo i Helsinkach. Tuż przed śmiercią zaczął robić wstępne plany wizyty w Japonii.

Poza muzyką Dennis troszczył się o swoją rodzinę oraz interesował się samochodami. Magazyny motoryzacyjne często towarzyszyły utworom na jego pulpicie (a czasem nawet zastępowały) podczas sesji nagraniowych i prób. Jego umiejętność prowadzenia posiadała tą samą dozę precyzji i mistrzostwa co jego gra na instrumencie. Straszną tragedią jest więc to, iż jedna chwila relaksu kosztowała go życie.

50 lat po tym strasznym niedzielnym poranku we wrześniu 1957 roku wciąż nie możemy nadziwić się tej instynktownej pewności, która wzbudzała w publiczności całkowite zaufanie doskonałego i nieskazitelnego wykonania. Jego świadomość roli waltorni w stosunku do pozostałych sekcji orkiestry pozwoliła mu umieścić jego partie solowe w kontekście, nigdy nie domagając się zainteresowania poprzez arogancką autoreklamę. Jego zachowanie sceniczne było spokojne i pewne siebie co pozwalało publiczności na relaks i delektowanie się prawdziwie artystyczną ekspresją powstającą z absolutnego mistrzostwa. Dennis posiadał także niezepsuty chłopięcy urok i skromność, który zjednywały go ze wszystkimi zanim jeszcze zaczął grać i dzięki którym zazdrość była obca jego kolegom, którzy po prostu byli zbyt szczęśliwi mogąc tworzyć z nim muzykę. Następujące po nim pokolenia wspaniałych muzyków podążają jego śladem z podziwem i wdzięcznością. My ciągle pamiętamy z sympatią muzyka o niezwykłym talencie, mistrza, wzór do naśladowania.

tłumaczenie: Przemek