Musiało minąć 150 lat od czasów Jana Vaclava Sticha Punto, by na świat przyszedł kolejny wielki waltornista. I tak jak dla Punto pisał sam Beethoven, tak dla Dennisa Braina tworzyli Hindemith, Britten i Arnold. Jego przedwczesna śmierć przerwała wielką karierę, ale pozostały nagrania i wspomnienia o człowieku, który stał się jednością ze swym instrumentem.

Dennis BrainDennis Brain urodził się 17 maja 1921 roku w rodzinie z długimi tradycjami muzycznymi, związanymi nierozerwalnie z waltornią. Jego dziadek, Alfred Edwin Brain senior, był uznawany za wielkiego mistrza gry na tym instrumencie. Wuj, Alfred Edwin młodszy, zrobił karierę w Stanach Zjednoczonych jako członek New York Symphony Society, a następnie solista w Hollywood. Ojciec Dennisa, Aubrey, doszedł do pozycji pierwszego waltornisty BBC Symphony Orchestra. Był solistą w pierwszym w historii nagraniu koncertu na róg Mozarta, dokonanych w 1927 roku. Także matka przyszłego wirtuoza była muzycznie uzdolniona. Miała na koncie m.in. kadencje do koncertów, które grywał jej mąż. Jedynie brat porzucił waltornię na rzecz oboju, a następnie chemii.

Młodego Dennisa ciekawił sposób wydobywania dźwięku z waltorni, ale pozwalano mu jedynie na ograniczony kontakt z instrumentem. W każdy sobotni poranek ojciec dawał synowi zagrać kilka dźwięków. Uważał, że nie powinno się uczyć gry na rogu dzieci, które nie mają jeszcze w pełni wykształconych zębów i uformowanych ust. Dlatego zanim Dennis rozpoczął naukę na poważnie, studiował fortepian i organy. Gdy skończył 15 lat, ojciec przeniósł go ze szkoły św. Pawła do Królewskiej Akademii Muzycznej, gdzie rozpoczęła się edukacja.

Debiut Braina miał miejsce 6 października 1938 roku. Zagrał wówczas w Queens Hall partię drugiego rogu w I Koncercie brandenburskim Bacha. Przy pulpicie pierwszej waltorni zasiadł jego ojciec. Rok później młody muzyk dokonał swego pierwszego w życiu nagrania. Było nim pertimento D-dur KV 334 Mozarta zagrane wspólnie z kwartetem Lenera. W wieku 21 lat Brain dostał propozycję objęcia pozycji pierwszego waltornisty w National Symphony Orchestra. Nie było mu jednak dane zbyt długo cieszyć się tą pracą. Po wybuchu wojny razem z bratem dostał powołanie do wojska. Obu wcielono do centralnego zespołu Królewskich Sił Powietrznych, a następnie Dennis przeniósł się do orkiestry symfonicznej RAF. Z tymi zespołami w latach 1944-45 odbył podróż koncertową po USA. Przyniosła ona cenne kontakty z tamtejszymi sławami, na czele z Leopoldem Stokowskim. Muzycy odwiedzili kilkanaście amerykańskich miast, wszędzie dając koncerty i odnosząc sukces. W tym czasie Brain miał już w szufladzie utwór, który stał się jego przepustką do wielkiej kariery. W 1943 Benjamin Britten napisał Serenadę na tenor, róg i smyczki, dedykując ją Brainowi i Peterowi Pearsowi. Taki gest od wielkiego kompozytora nie mógł pozostać niezauważony. W 1945 Braina uważano już w Anglii za wschodzącą gwiazdę, a miał wtedy zaledwie 24 lata. Po zakończeniu wojny, gdy Walter Legge założył Philharmonia Orchestra, a Thomas Beecham - Royal Philharmonic Orchestra, obaj nie mieli wątpliwości, kogo posadzić za pulpitem pierwszego rogu. Wspólnie z kilkoma innymi muzykami Brain stał się członkiem tzw. rodziny królewskiej, stanowiącej trzon Royal Philharmonic. Udawało mu się przez jakiś czas łączyć obowiązki w obu zespołach, głównie dzięki temu, że grywał tylko na niektórych koncertach i sesjach nagraniowych. Potem jednak zrezygnował z Royal Philharmonic. W 1946 roku Brain zajął się poważniej, mało wcześniej przez niego docenianą, muzyką kameralną. Wspólnie z bratem utworzył kwintet dęty, z którym odbył tournée po Niemczech, Włoszech i Austrii. Założył także trio, z pianistą Wilfridem Parrym i skrzypkiem Jeanem Pougnetem. Koncertowali w Szkocji, a zimą 1957 zaplanowano tournée po Australii.

W listopadzie 1953 roku Brain wraz z Philharmonia Orchestra pod dyrekcją Herberta von Karajana dokonał nagrania kompletu koncertów na róg Mozarta. Nagranie sprzedało się w tysiącach egzemplarzy i do dziś pozostaje w katalogu EMI. Stało się kamieniem milowym oraz punktem odniesienia dla wszystkich późniejszych interpretacji tych utworów. Brain pokazał tu finezję i bogactwo muzyki geniusza z Salzburga. I to pomimo że na pulpicie zamiast nut miał najnowsze wydanie magazynu motoryzacyjnego Autocar. Miłość do szybkich samochodów była tym, co od razu połączyło Karajana i Braina. Panowie niemal od razu przeszli na "ty" i wybaczali sobie różne ludzkie wpadki. Ich wspólne nagranie to efekt współpracy dwóch muzyków, artystów i pasjonatów. Pół roku później, w lipcu 1954 roku, spotkali się ponownie. Nagrali wtedy hymn wielkanocny z Rycerskości wieśniaczej Mascagniego, w którym Brain zagrał, wyjątkowo, na organach.

Kariera Dennisa Braina nabierała tempa z każdym rokiem. W 1955 otrzymał propozycję poprowadzenia własnego programu radiowego pt. Early Horn, w którym opowiadał, jak ważne jest dla muzyka perfekcyjne opanowanie instrumentu, by móc wydobywać z niego dokładnie taki dźwięk, jaki chce. Z pewnością wiedział, co mówi. To właśnie niezwykła swoboda w kreowaniu barwy, zabawa z subtelnymi niuansami, stały się znakiem rozpoznawczym Braina. Niektórzy zarzucają mu, że jego brzmienie nie było aż tak miękkie, gładkie i romantyczne. Ale było za to niezwykle plastyczne, pełne i dojrzałe. Porównując to do wokalistów, można dać przykład Marii Callas. U niej także ważniejsze było, co potrafiła głosem wyrazić, niż to, jak brzmiała.

Tymczasem Brain był nie tylko wielkim muzykiem, ale także wielką osobowością, niepozbawioną poczucia humoru i dystansu do siebie. Wiedział, że ma talent i dziękował za niego losowi. Do końca pozostał skromny i pracowity. Ludzie go lubili. Choćby za to, że kiedyś na festiwalu Gerarda Hoffnunga postanowił zagrać Koncert na róg Leopolda Mozarta. Zrobił to jednak wcale nie na zwykłym instrumencie, ale na osobiście przez siebie przyciętych sekatorem gumowych wężach ogrodowych. Na próbach i sesjach nagraniowych zawsze był rozluźniony i w dobrym nastroju. Większość dyrygentów to doceniała. Wśród tych największych znalazł się tylko jeden krytyk. Otto Klemperer, w 1954 roku, w czasie próby do wspólnego nagrania koncertu na róg Hindemitha (napisanego cztery lata wcześniej właśnie dla Braina) zwrócił soliście uwagę: "Panie Brain, byłbym wdzięczny, gdyby nie czytał pan na próbach jakichś francuskich powieści". Na co padła prosta i czytelna odpowiedź: "Doktorze Klemperer, będę czytał, co mi się podoba." Słynący z wybuchowego temperamentu dyrygent tak się rozzłościł, że ani myślał ustalać szczegółów wykonania i nagranie trzeba było przełożyć.

Dennisa Braina wyróżniały nie tylko jego dźwięk i technika, ale także instrument. Przez lata używał francuskiego rogu z wentylami tłokowymi. Pisał o nim w liście do Gordona Grieva: "Był to ręcznie robiony róg marki Raoux z dodatkowymi krąglikami. Później dodano trzy odłączane wentyle, nadające mu strój "F". Na tym instrumencie dokonałem nagrań Koncertu Straussa i Serenady Brittena. (...) Powodem, dla którego zawsze wolałem ten typ rogu zamiast dużego niemieckiego był bardziej miękki i skory do legato dźwięk. Wynikał z jednej strony z nieco innej pracy wentyli tłokowych niż obrotowych oraz z wyjątkowego brzmienia tego starego, miękkiego metalu." W 1952 roku, nagrywając Adagio i Allegro As-dur Schumanna, po raz pierwszy zagrał na nowym instrumencie, niemieckim rogu marki Alexander, specjalnie dostosowanym do wirtuozowskiej techniki Braina. Tę zmianę komentował z właściwym sobie poczuciem humoru, tłumacząc, że zaczęto od niego wymagać, aby w końcu grał zawsze właściwe dźwięki.

Życiowa droga młodego muzyka skończyła się nagle o poranku 1 września 1957. Kiedy wracał do Londynu z koncertu na festiwalu w Edynburgu, na autostradzie A1, niedaleko Hatfield, jego sportowy Triumph TR2 wypadł z drogi i uderzył w drzewo. Poprzedniego wieczoru dyrygujący koncertem Eugene Ormandy widział zmęczenie Braina. Poprosił go na bok i przekonywał, by trochę przystopował, odpoczął i nie brał na siebie zbyt wielu obowiązków. Ostatnia fotografia Braina ukazuje go stojącego plecami w trakcie z Ormandym. Jednak rady doświadczonego dyrygenta młody wirtuoz skwitował jedynie wzruszeniem ramion i uśmiechem. Nie zdecydował się także na nocleg w Edynburgu, ani na nocny pociąg sypialny do Londynu. Wolał pojechać samochodem. Lubił prowadzić i lubił szybkie auta. Chciał jak najprędzej wrócić do żony i dwójki dzieci - Anthony'ego i Sally. Nie udało się. Podróż zakończyła się niecałą godzinę od celu.

Dennis Brain jest uznawany za największego waltornistę XX wieku. I już nikt mu tego tytułu nie odbierze. Gdyby żył, miałby dziś 88 lat, na koncie wiele tysięcy sprzedanych płyt i był inspiracją do powstania jeszcze większej liczby współczesnych utworów na waltornię. Pozostaje się cieszyć tym, co po nim zostało. I mieć nadzieję, że na kolejnego wirtuoza rogu przyjdzie światu czekać krócej niż 150 lat.

Maciej Łukasz Gołębiowski

artykuł ukazał się w czasopiśmie 
Hi-Fi  i Muzyka 2/2009